*z perspektywy Nialla*
Kurwa.
Cholera dupa kurwa chuj.
Choleraaaa.
Co się właśnie stało?
Nie miałem pojęcia dokąd idę, po prostu czułem bardzo silną potrzebę poruszania się. Tak szybko jak mogłem. Jakbym chciał uciec, udawać, że to się nie wydarzyło.
Ale tak było.
Potrzebowałem coś walnąć, pół litra i swojej gitary. W tej kolejności.
Kiedy mgła wściekłości częściowo opuściła moje oczy, zauważyłem, że odszedłem przynajmniej pięć przecznic od domu tej dziwki i zmusiłem się, żeby trochę zwolnić; prawie biegłem. Musiałem się uspokoić, ale nie miałem pojęcia jak to zrobić. Nigdy wcześniej w swoim życiu nie byłem taki wściekły i przygnębiony. Bolała mnie klatka piersiowa i wiedziałem, że nie było to spowodowane szybkim marszem.
To był koniec. Nasz koniec.
Nagle cała energia ulotniła się z mojego ciała i gwałtownie się zatrzymałem. Oddychanie wydawało mi się najcięższą czynnością na świecie, zamknąłem oczy i wyciągnąłem ręce w kierunku najbliższej latarni, aby móc się o coś oprzeć. Przycisnąłem czoło do zimnego metalu, prawdopodobnie wyglądając jak kolejny zmęczony facet wracający ze studenckiej imprezy.
Cholera, ile bym oddał, żeby to była tego przyczyna.
Wtedy spokój i cisza pustych ulic zostały zakłócone przez głośny dzwonek mojego telefonu. Westchnąłem ciężko, odepchnąłem się od latarni i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Ziarno nadziei wykiełkowało wewnątrz mnie. Może to była ona.
To był Liam.
I tak bym nie odebrał gdyby to była ona.
-Halo? - powiedziałem kontynuując spacer donikąd, byle jak najdalej.
-Hej Ni, gdzie ty jesteś stary? - mówił tym ojcowskim tonem przepełnionym troską, a ja poczułem się lepiej i gorzej jednocześnie.Przetarłem twarz dłonią, próbując się uspokoić i brzmieć tak normalnie, jak to tylko możliwe.
-Taa, poszedłem do domu, jestem zmęczony jak cholera stary, daliśmy dzisiaj z siebie wszystko, co nie? - mówiłem chaotycznie, starając się brzmieć wesoło, ale mogłem wyobrazić sobie Liama marszczącego brwi po drugiej stronie telefonu. Cholera, oni wszyscy znają mnie zbyt dobrze.
-Nialler, wiesz, że przecież możesz ze mną porozmawiać, prawda? - powiedział powoli Liam, uważając, żeby nie powiedzieć nic złego. Nie byłem typem osoby, która wylewa wszystko ze swojego serca każdego dnia, a on o tym wiedział, akceptował to i nigdy nie zmuszał nie do powiedzenia czegokolwiek, jeśli nie miałem na to ochoty. Jak teraz.
-Tak, wiem Li, dzięki. - powiedziałem mając nadzieję, że zrozumie wdzięczność za troskę.
-Chcesz, żebym po ciebie przyjechał i zabrał cię do domu? Moglibyśmy po drodze coś przekąsić.
-Niee, dzięki, ale jestem już prawie w domu więc...
Zapadła pomiędzy nami krótka cisza, zanim Liam znów przemówił.
-Okej, teraz jestem zaniepokojony. Zdajesz sobie sprawę, że właśnie odmówiłeś jedzenia? - niezależnie od wszystkiego, musiałem się zaśmiać.
-Liam, Chryste, nie musisz się tak martwić, mam resztkę pizzy w domu, miałem zamiar ją zjeść.
-Okej, skoro tak mówisz. Pogadamy jutro, dobra?
-Pewnie. Do zobaczenia na próbie.
Już miałem się rozłączyć, kiedy znów zaczął mówić.
-Zadzwonię do ciebie. - przewróciłem oczami. Ten denerwujący, uroczy przyjaciel-wrzód na dupie.
-Pa stary. - powiedziałem śmiejąc się.
-Ni- spróbował znowu, ale się rozłączyłem. Po prostu nie miałem ochoty gadać, nie ważne jak bardzo Liam wierzył, że to mi pomoże.
Więc spacerowałem jeszcze Bóg wie jak długo, koncentrując się tylko na wystukiwanym przez moje stopy uderzające o chodnik rytmie, nie pozwalając sobie myśleć o niczym innym. Ale kiedy znalazłem się przed domem, wszedłem do środka i wdrapałem się po schodach do swojego pokoju, nie było już sposobu aby tego uniknąć.
Rozejrzałem się po pokoju, nie zawracając sobie głowy zapaleniem światła. Bałem się, że zobaczę ją nagą leżącą w moim łóżku, jak tamtego popołudnia, albo przed moją szafą, w mojej koszuli, lub rozłożoną na moim łóżku, jej mokre włosy zasłaniały jej twarz, a palce błądziły po słowach, które napisałem tak dawno. Cholera, tamten dzień był idealny.
Podszedłem do łóżka, położyłem się i wypuściłem oddech. Wpatrywałem się w sufit, w myślach odtwarzając wydarzenia tego wieczoru.
Szczerze, nadal nie chciałem wierzyć, że to się stało. Nie pokazywałem tego, ale przez te kilka tygodni, kiedy byliśmy dla siebie mili i staraliśmy się aby to coś pomiędzy nami wyszło, miałem coś, czego mogłem wyczekiwać każdego ranka. Nie widywaliśmy się każdego dnia, ale smsowaliśmy i rozmawialiśmy i zauważałem, że uśmiecham się, kiedy gramy na próbie piosenkę, która mi o niej przypomina. Uśmiecham się cały czas, racja, ale przez te kilka tygodni uśmiechałem się nawet więcej.
Ale ona o tym nie wiedziała i nie wiedziała jak bardzo bałem się trasy. Bałem się jej prawie tak bardzo, jak się nią cieszyłem, a cieszyłem się bardzo. Naprawdę czułem, że mogliśmy to przetrwać, a przynajmniej chciałem tak myśleć, ale kiedy szok ustąpił i pozwolił mi myśleć przejrzyściej, uświadomiłem sobie, że jej o nic nie obwiniam.
Zastanawiałem się, czy Jake zrobił już jakiś ruch w jej stronę i jak tylko ten obraz pojawił się w mojej głowie, zrobiło mi się niedobrze. Nie dlatego, że nie był jej wart, ale dlatego, że właściwie mógł być.
Dlaczego musiałem zachowywać się jak pełny hormonów nastolatek tamtej nocy, gdy przespałem się z Sarah?
Nawet nie było dobrze. Czułem się źle i wtedy nie wiedziałem dlaczego, ale teraz już tak. Chciałem jej, nie Sary, nie nikogo innego. Z nią czułem się dobrze.
Ale była taka trudna, kiedy skupiała się na czymś, jak na ignorowaniu mnie, albo graniu w grę, kto z nas będzie mniej troszczył się o drugą osobę.
Nikt z nas nie wygrał, oboje przegrywaliśmy, za każdym razem.
Pamiętałem ten niedzielny wieczór, kiedy podwiozłem ją do domu i zobaczyłem czekającego Jake'a i tą głupią scenkę, którą odegrała, uczepiając się go tylko po to, abym był zazdrosny. Cóż, odwaliła kawał dobrej roboty. Ledwo tam wytrzymałem.
I wtedy, dwa czy trzy dni później, zadzwoniłem do Sary, a ona zaproponowała, żebym do niej przyszedł. Więc poszedłem.
Sarah i ja byliśmy starymi przyjaciółmi. I mówiąc przyjaciółmi miałem na myśli ludzi zainteresowanych sobą nawzajem, ale nie chcących niczego więcej niż seks od czasu do czasu. Nie byłem typem osoby, która lubi związki, właściwie żyłem dla mojej gitary, grania i po to aby zostać znanym artystą, ale lubiłem czas, więc zapewniałem go sobie regularnie. Jeśli nie miałem ochoty na podryw dzwoniłem do Sary. Jeśli miałem, wybierałem dziewczynę, która przyciągała mój wzrok i przeznaczałem noc na zaciągnięcie jej do łóżka.
Albo toalety, jeśli mówimy o [T.I].
Cóż, od początku powinienem wiedzieć, że będzie wyjątkowa, prawda?
Marzyłem, aby to potoczyło się inaczej. Chciałbym poznać ją trochę później, kiedy będę choć trochę dojrzalszy; ale wiedziałem, że jeśli tak by było, ktoś już by zdążył zorientować się, jak wspaniała jest, jeśli dobrze się ją traktuje i nigdy nie miałbym szansy.
Nie wiedziałem co byłoby gorsze, tamto, czy to co działo się właśnie teraz.
Nagle mój telefon zawibrował z boku i rozświetlił cały pokój. Rzuciłem okiem aby zobaczyć kto dzwoni, znów zaczęła się we mnie rodzić nadzieja, że może to ona; dzwonił Zayn, a ja poczułem ukłucie w żołądku.
Zdarzało się to już wcześniej. To nie tak, ze byłem nim onieśmielony, czy coś podobnego; podobałem się dziewczynom, miałem zalety, ale było mi znajome uczucie, kiedy dziewczyna, która ci się podoba, woli twojego najlepszego kumpla. A tym razem było to o wiele poważniejsze, więc mimo, że nie zrobiła w jego kierunku żadnego poważnego kroku, świadomość, że uznała go za bardziej atrakcyjnego ode mnie... po prostu... była do dupy.
Ale wiedziałem, że nie mam prawa być na niego wściekłym. To nie była jego wina. Jej też nie, jeśli miałbym być ze sobą szczery.
Plus, ją straciłem, nie mogłem sobie pozwolić, żeby stracić też jego.
Więc odebrałem.
_______________________________________________________
Hej :) jest pierwsza część 16 rozdziału, kolejną przewiduję na około za dwa tygodnie, kiedy wrócę z wakacji :) mam nadzieję, że się spodoba :) / @Tysia_333_